Datki - za i przeciw

Nauczyciel:

    Praca nauczyciela to szlachetne powołanie. Gdy po dzwonku zbliża się do drzwi klasy, w jego głowie kotłuje się jak w kuchennym garnku. Jak zacząć lekcję? Jak zaciekawić uczniów, którzy myślami już pałaszują schabowe na stołówce, tańczą w rytm ekstatycznej muzyki puszczanej na dyskotece przez szkolnego katechetę czy też wyobrażają sobie, czym oczarować piętnastolatkę na pierwszej randce. Trudne zadanie.

    Klucz zgrzytający w drzwiach potęguje napięcie. W głowie nauczyciela następuje szybkie uporządkowanie wiedzy przed lekcją. Niczym błyskawice wiosennej burzy myśli chemika przelatują od wodorotlenków do zasad i kwasów, z przyzwoitości omijając zagadnienie fermentacji alkoholowej. Fizyk zastanawia się jak przedstawić pęd ciał i zelektryzować je poprzez tarcie, a matematyk kreśli w swej głowie walce i stożki. Dla odmiany historyk przypomina sobie wszystkie daty potrzebne na lekcji i rozważa, jakie ciekawostki wypada podać, by nie skierować leniwych myśli swych wychowanków w niewłaściwą stronę. Podobnie jest z panią od wychowania do życia w rodzinie – o jej myślach mówić tu nie wypada. Inaczej rzecz się ma z nauczycielami języka polskiego. Ci otwierają klasę z dziennikiem pod jedną ręką, a w drugiej dzierżą omawianą właśnie przez uczniów lekturę, czytając ją po raz ósmy czy dziesiąty.

    Po zwyczajowym „dzień dobry” i sprawdzeniu obecności w nauczycielskich głowach dochodzi do wrzenia. Definicje rwą się na usta, notatki składają w zdania, ręce z drżeniem chwytają za kredę bądź drewnianą linijkę. Zmobilizowany, gotowy na wszystko nauczyciel stoi z ciarkami na plecach przed grupą znudzonych gimnazjalistów. Za chwilę nastąpi moment, na który czekał przez całe pięć lat studiów: uszczęśliwi uczniów przekazując im wiedzę. Już otwiera usta. Już natęża umysł. Gdy nagle pada, zazwyczaj z pierwszej ławki nieśmiałe, cichutkie pytanie: „Proszę pana, proszę pani ja chcę datkę”... I zanim pedagog wypowiada jakiekolwiek słowo drugi uczeń krzyczy „I ja też”. Z nauczyciela uchodzi prawie cała chęć oświecenia swych wychowanków. Stara się cierpliwie zaspokoić ciekawość gimnazjalistów, po czym znowu spręża się – chce rozpocząć lekcję. I wtedy zwykle do uszu dochodzi kolejne dobijające go pytanie „A ile ja mam datek?”. Gwoździem do nauczycielskiej trumny są jednak następujące słowa „Ile datek na przysługuje w semestrze?”. I trzeba podkreślić, że rzucają je zwykle największe bystrzaki niezależnie od tego, czy semestr się kończy, czy zaczyna. Ci sami błyskotliwi uczniowie, których IQ sięga górnych granic ludzkich możliwości, zdobywają się czasem na niezwykłą przenikliwość, pytając: „Czy datki przechodzą na kolejny semestr” A nauczyciel z cierpliwością godną lepszej sprawy tłumaczy, że datki nóg nie mają i nigdzie nie wędrują. I tak bez końca. W tym czasie mija minuta. Druga. Trzecia. Czasem kolejne.

    A przecież zajęcia w szkole nie powinny polegać na grze „w kotka i myszkę”, tylko na rzetelnym przygotowaniu się do egzaminu i dorosłego życia. Dlatego też jestem za stopniowym zniesieniem datek. Trzeba to pilnie rozważyć – wszakże utrata 5 minut podczas zajęć, dajmy na to języka polskiego, na bezproduktywne rozmowy o wirtualnych datkach daje przez cały rok łącznie 950 minut (38 tygodni po 5 lekcji). To w sumie prawie 16 godzin rozważań o nieprzygotowaniu uczniów do zajęć. Sporo, czyż nie? Co Wy na to?

R. Niklewicz

Uczeń 1

        Czy któryś z nauczycieli choć przez chwilę mógłby się wcielić w oszołomionego ucznia, który wciąż nie może uwierzyć, jak mógł zrobić coś tak głupiego…?

        Wieczorem skończył malować projekt na plastykę i zostawił go do wyschnięcia na biurku. Przed zaśnięciem przypomniał sobie o igle i nici, o które prosiła wuefistka (mama obiecała je przygotować na rano). Na dodatek wczoraj po południu zepsuł się Internet, a biblioteka była nieczynna z powodu remontu. Gdzie jeszcze można znaleźć zdjęcia pustyni, o które poprosiła pani z geografii?

       Rano, godzina 7.15. Do pokoju wpada mama krzycząc, że za 15 minut odjeżdża autobus. Biedny uczeń wyskakuje z łóżka. Ubiera się jednocześnie jedząc śniadanie. Mama przypomina sobie o igle i nici. Widząc nadjeżdżający autobus, rezygnuje z poszukiwań. W drodze do szkoły, ciągle zaspany uczeń, przypomina sobie o schnącym projekcie, ale teraz już za późno, gdyż nie wziął ze sobą komórki.

       Na piętnastominutowej przerwie postanowił uprosić bibliotekarkę o dostęp do Internetu

 i drukarki, jednak na próżno, pani jest nieubłagalna.

      Wybiła godzina zero. Czwarta lekcja to plastyka. Chwiejnym krokiem siada w ławce i podnosi rękę ledwo utrzymując ją w górze. Nieśmiało pyta o datkę, modląc się w duchu, żeby jeszcze jakąś miał. Zdenerwowany nauczyciel wpisuje upragnioną datkę. Uczeń oddycha z ulgą i z zapałem zabiera się do pracy. Niestety, dzwonek na kolejną lekcję wyssał z ucznia cały entuzjazm. Ledwie żywy ze strachu, jaki przeżywa ostatkami sił, zdołał wymamrotać: „Proszę pani. Mógłbym dostać datkę?” I oto kolejny cud! Pani z geografii wpisując do dziennika datkę, podarowała uczniowi 45 minut więcej spokojnego życia. Jednak nieubłagalnie zbliżający się w-f przyprawia go o dreszcze. Na szczęście wuefistka ma dzisiaj doskonały humor i odpuszcza brak igły i nici. Teraz spokojny uczeń może do końca dnia szaleć na przerwach, pisać sprawdziany i kartkówki, odpowiadać nie martwiąc się, że ktoś wstawi mu jedynkę za brak zadania, ponieważ jest pilnym uczniem i zawsze odrabia prace domowe.

        I tak, DRODZY NAUCZYCIELE, wspomniane wcześniej 16 godzin rocznie, daje nam poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia.

Natalia Ptok

 

            Datki pojawiają się w prawie każdej szkole i można je zużyć praktycznie na każdym przedmiocie. Moim zdaniem mają one zarówno zalety, jak i wady.

            Dużym plusem owych „nieprzygotowań” jest ratunek przed niezapowiedzianą kartkówką, brakiem zadania, czy zwyczajnym odpowiadaniem przy tablicy. Bez datek w dzienniku przy numerze każdego ucznia znalazłaby się na pewno już niejedna pała, a tak jest szansa na lepsze stopnie.

    Faktem jest, że uczniowie często wykorzystują datki po prostu z lenistwa, jednak zdarzają się także wypadki losowe. Każdemu przecież może wypaść rodzinny wyjazd, urodziny ukochanej prababci, nagła choroba kogoś bliskiego, czy wizyta u lekarza. A czasem zdarzy nam się zwyczajnie zapomnieć... No cóż, nikt nie jest doskonały!

    Datki mają też jedną wadę. To strata czasu na lekcji. Po sprawdzeniu obecności nauczyciel zadaje znane nam pytanie: „Czy ktoś chce wykorzystać datkę?”, a tłum uczniów, minuta po minucie, zgłasza swoje nieprzygotowania. Gdyby dobrze się nad tym zastanowić, dojdziemy do wniosku, że w takiej sytuacji nauczyciel traci ponad 10 minut z każdej lekcji.

    Moim zdaniem pomimo tych obliczeń nauczyciele powinni być wyrozumiali i pozostawić nam chociaż jedną datkę na semestr, a nie wnosić o jej zniesienie.

Natalia Bajer

"Dwukropek" 2009, nr 3, s. 7 - 10